Po latach opalania się i nie-opalania, doszłam do wniosku że lepiej wyglądam i czuję się zabrązowiona :) Nie widać cieni pod oczami a skóra wydaje się gładsza, bez niedoskonałości i innych skaz (przy Kluskach, pełnych entuzjazmu podczas moich powrotów do domu, non stop chodzę z siniakami)
Opalenizna uzyskana dzięki słońcu jest niezdrowa i wiąże się z dużym ryzykiem zachorowania na raka skóry. Do tego samo proces opalania trwa dłużej, jest męczący dla mnie (nie lubię gdy jest mi zbyt gorąco). Czasami lubię się wygrzać na słoneczku, jednak zawsze z wysokim filtrem i nigdy w bardzo upalne dni.
Jak zatem uzyskać zdrową i ładną opaleniznę? Odpowiedzią są samoopalacze!
Opalenizna na zawołanie!
Pamiętam czasy gdy samoopalacze śmierdziały, robiły plamy i smugi, a opalenizna uzyskana dzięki nim miała jakże uroczy i pożądany odcień pomarańczu ;) Na szczęście to przeszłość. Najnowsze kosmetyki z tej dziedziny mają subtelne zapachy, idealnie się aplikują i dają różne, naturalnie wyglądające kolory opalenizny.
Od razu Was ostrzegam - lepiej wybierać samoopalacze dla średniej lub ciemnej karnacji. Wersje do jasnej dają dziwną żółtawą poświatę, brrr. Zatem nawet jeśli jesteście bladolice, nie sięgajcie po wersje dla skóry jasnej.
Podstawowe zasady używania samoopalaczy:
- Aplikacja na czystą, suchą i wygładzoną peelingiem skórę.
- Jeśli macie ochotę na subtelniejszy efekt, możecie 30 minut przed nałożeniem samoopalacza wetrzeć w skórę balsam. Ważne by nie był zbyt ciężki i dość szybko się wchłaniał. Niektóre osoby mieszają też balsam z samoopalaczem, jednak ja wolę sposób o którym napisałam na początku.
- Ostrożnie ze stopami, kostkami, kolanami, łokciami, nadgarstkami itp. Te miejsca lepiej oszczędnie potraktować kosmetykiem samoopalającym.
- Samoopalacz najlepiej wmasowywać w skórę pionowymi ruchami a nie okrężnymi.
- Po nałożeniu warto przetrzeć dłonie a zwłaszcza ich wnętrze chusteczkami nawilżającymi.
- Nie ubierajcie się od razu, samoopalacz musi mieć ok 10 minut na wchłonięcie się w skórę. Po aplikacji samoopalacza unikacie obcisłych ubrań, lepiej wybrać swobodny fason by materiał nie tarł o skórę.
I już. Jesteśmy pięknie opalone a przede wszystkim - zdrowo.
Teraz przedstawię Wam moich absolutnych ulubieńców jeśli chodzi o samoopalacze. Uwaga - wszystkie są polskie :)
Dax Sun, samoopalacz w sprayu
Pachnie lekko, kosmetycznie, po ok godzinie od nałożenia można wyczuć bardzo delikatną woń, charakterystyczną dla samoopalaczy. Nie jest ona mocna i szybko znika.
Samoopalacz jest w postaci płynnej. Ma wygodny dozownik-psikacz którym można wygodnie zaaplikować kosmetyk bezpośrednio na skórę lub na dłoń a następnie wetrzeć.
Dax Sun daje naturalną opaleniznę o ładnym odcieniu. Jego kolor określiłabym jako średnio-ciemny. Nie robi smug, znika równomiernie. Ideał.
Z tej firmy polecam Wam też piankę, stosowałam ją prze kilka lat z powodzeniem. Choć chyba wersja w sprayu bardziej zdobyła moje serce :)
Bielenda, brązująca pianka do ciała
Produkt ma konsystencję puszystej pianki o nieco karmelowym zabarwieniu. Pachnie ciepło, otulająco. Typowy smrodek jest subtelny i to po jakimś czasie. Nie męczy nosa i ulatnia się raczej szybko.
Pianka naprawdę szybko się wchłania, po ok 5 minutach od nałożeniu skóra jest sucha i gotowa na ubranie.
Pianka zapewnia jednolitą opaleniznę o dość ciemnym brązowym kolorze (jest minimalnie ciemniejsza niż ta która daje Dax Sun).
Schodzi równomiernie, skóra po prostu z każdym dniem delikatnie jaśnieje. Nie bójcie się o plamy, nawet w trudnych miejscach. Bezproblemowy produkt :)
Marka Bielenda oferuje też samoopalającą mgiełkę którą bardzo lubię. Ma ona zmysłowy, egzotyczny aromat dlatego sięgam po nią raczej w chłodne miesiące.
Lirene, brązująca mgiełka
Olejkowa, dwufazowa formuła z bursztynem o płynnej konsystencji. Pachnie subtelnie a zapach szybko wietrzeje. Genialnie aplikuje się na skórę dzięki rozpylaczowi. Szybko się wchłania i już po chwili możemy się ubrać.
Piękny, złocisto-brązowy odcień opalenizny bez pomarańczy, czerwieni czy żółci. Kojarzy mi się z nadmorską opalenizną, serio :) Nie zrobicie sobie nią krzywdy, nawet jeśli nie macie wprawy w nakładaniu samoopalaczy.
***
Wszystkie te trzy produkty znam, stosuję i uwielbiam. Mogę je Wam polecić z czystym sercem. Nie ma sensu wydawać dużych kwot na zagraniczne wypasione marki. Te polskie perełki są świetne i na pewno będziecie z nich zadowolone :)
Wszystkie moje stylizacje to opalenizna z tubki, zobaczcie jak to naturalnie i pięknie wygląda!
Lubicie, stosujecie samoopalacze? jakie marki wybieracie? Jakie konsystencje preferujecie- pianka, mgiełka-spray czy tradycyjnie kremowa?
Zapraszam do dyskusji w komentarzach.
Pozdrawiam, Aga
Nareszcie wpisy o samoopalaczach. ❤ Pamiętam jak miałam kiedyś samoopalacz w kremie, ale zostawił mi paskudne smugi. Myślałam, że wina leży po stronie właśnie tego samoopalacza, ale to ja go źle nakładałam. Na szczęście już opanowałam tę sztukę. :) Mamy tyle polskich perełek, że nic - tylko wybierać. Na pewno zrobię niedługo spacer po Rossmannie i kupię mgiełkę od Lirene. :)
OdpowiedzUsuńSylwio, teraz samoopalacze nowej generacji są proste e obsłudze nawet dla niewprawionych osób :)
UsuńKup Lirene, będziesz zachwycona :)
Używałam już pianki Bielendy, niestety śmierdzi :P Ale daje ładny efekt :)
OdpowiedzUsuńWedług mnie nie śmierdzi ;) Ma najmocniejszy zapach z tej trójki, ciepły i otulający ale nie jest to smrodek :))
UsuńU mnie gości tylko opalenizna z tubki
OdpowiedzUsuńAle żadnego z tych produktów nie miałam jeszcze,
Ja ostatnio używam produkty marki Vita liberata
Znam Vita Liberata, miałam 3 produkty ale raczej się nie polubiliśmy :/
UsuńMgiełkę Lirene kupiłam wczoraj, bo ma bardzo fajne opinie. Mam nadzieję, że dolączę do chóru zadowolonych :)
OdpowiedzUsuńTrzymam kciuki Anito abyś była zadowolona :)
UsuńMgiełkę z Lirene również mam i sobie chwalę. Świetny efekt daje też balsam Vita Liberata Body Blur :) To moi faworyci na to lato :)
OdpowiedzUsuńNie przepadam za Vita Liberata :/
UsuńAh mój długo wyczekiwany temat:-) Bielenda idealna, teraz czas na spróbowanie Lirene czuje że to znów będzie miłość od pierwszego użycia:-)
OdpowiedzUsuńZ tej trójki najbardziej lubię Dax Sun i Lirene bo mają subtelne zapachy. Bielenda fajna ale ma wyraźnie ciepłą woń co nie każdemu pasuje, zwłaszcza latem.
Usuńmam mgiełkę Lirene i bardzo ją lubię, jestem bardzo blada i unikam słońca, więc takie "wspomagacze" są u mnie na porządku dziennym, mgiełka jest fajna, bo nie robi smug :-)
OdpowiedzUsuńŚwietna jest :)
UsuńOo, mam ochotę na Daxa <3
OdpowiedzUsuńKupuj, uzależnisz się tak jak ja :))
Usuńteż pamiętam te czasy okropne smugi, pomarańczowe tony, blee..
OdpowiedzUsuńteraz wszystko jest prostsze. Lubię Vita Liberata
A ja nie bardzo lubię
UsuńCiekawi mnie Lirene i Dax, muszę kupić bo nie lubię się opalać na słońcu ;)
OdpowiedzUsuńSamoopalacze to wybawienie, nie każdy dobrze wygląda gdy jest blady :)
UsuńZastanawiałam się właśnie dlaczego zwykle jestem żółta po samoopalaczach. Muszę wypróbować wersje do ciemnej karnacji.
OdpowiedzUsuńTo nie tylko moje spostrzeżenie Doroto więc coś w tym jest :)
UsuńPomocny wpis, zawsze mam problem z aplikacją samoopalacza :)
OdpowiedzUsuńKup któryś z tych trzech i zapomnisz o problemie :)
UsuńZawsze kupuję samoopalacze w kremie ale widzę że Ty wolisz inną konsystencję :) Spróbuję tego Daxa w sprayu.
OdpowiedzUsuńNajbardziej lubię te w sprayu, fakt :) Jak najbardziej płynne
UsuńMam Bielendę, nie śmierdzi ale ma dość wyrazisty ciepły zapach. daje piękną opaleniznę :)
OdpowiedzUsuńZgadzam się z Tobą Agato :)
UsuńZnam mgiełkę z Lirene i piankę Bielendy - bardzo fajne kosmetyki :)
OdpowiedzUsuń